Tomasz Pachucy – historia mojego dziadka po kądzieli.

Podziel się

Tomasz Pachucy 1919 rok

Tomasz urodził się 9.11.1882 roku jako drugie dziecko małżonków Pachucych. Był synem Piotra ur. 13.05.1850 rok, zmarłego 19.03.1883 roku oraz Stanisławy z Dulskich. Mając roczek stracił ojca, został z matką i siostrą Marianną, urodzoną 21.03.1880 roku. Matka zarządzająca własnością, wpadła w długi i majątek został zlicytowany. Z licytacji zostały niewielkie pieniądze podzielone na matkę i dzieci. Po utracie domu, rodzina zamieszkała na komornym. Ze względu na niepełnoletność Tomasz nie mógł pobrać tych pieniędzy.

Uczęszczał do szkoły jednoklasowej trzy-oddziałowej, w której nauczanie wszystkich przedmiotów odbywało się w języku rosyjskim. Po skończeniu 18 lat wypłacono mu przysługującą należność ze zlicytowanego majątku, było tego wraz z odsetkami tyle, że Tomasz mógł sobie za to kupić kamasze. Tomasz Pachucy gdy dorastał zajmował się rożnymi pracami, był między innymi parobkiem.

27.01.1885 roku matka wyszła za mąż za biednego człowieka, starego kawalera Walentego Bernatka, który mijał swoje małe mieszkanie. Mieszkali w tym domku w sześcioro, albowiem z tego małżeństwa urodził się syn Jacek i córka Agnieszka. W niedługim czasie siostra Marianna poznała chłopaka ze Słowik i wyszła za mąż za Łukasza Syrokę syna Jana i Małgorzaty z Grudniów ślub zawarto 12.02.1901 roku. Mieli oni dwoje dzieci. Bieda była ogromna, na przednówku chodzili głodni. Z okolicy ludzie biedni zaczęli masowo wyjeżdżać do Ameryki. Wyjechał i Łukasz Syroka zostawiając żonę z dziećmi. Po kilku latach, w 1904 roku Łukasz Syroka zabrał żonę z dziećmi do Ameryki.

W 1902 roku Tomasza wcielono do wojska rosyjskiego, służył gdzieś nad Wołgą. Po powrocie z wojska smolił cholewki do panny bogatej, która jakoś nie miała wzięcia, ze względu na urodę. Tomasz nie patrzył na to, chciał koniecznie się żenić, założyć rodzinę, mieć własną chałupę. Ale rodzice panny kręcili nie chcieli gołysza. Przeciąganie struny trwało około czterech lat. Tomasz pewnego razu podpiwszy nabrał śmiałości i postawił sprawę jasno, chce ich córkę. No i stało się, dostał czarną polewkę ,,czyli kosza od rodziców panny’’. Podobno panna była zła na decyzję rodziców. Tomasz wpadł w szał, a że był silny, w nerwach złapał niedoszłego teścia, uniósł do góry i wsadził do beczki po kapuście, która stała przy studni, więcej na tym placu noga Tomasza nie stanęła (nie dowiedzieliśmy się nigdy czy beczka była z wodą czy pusta). Co się stało to się nie odstanie. W najbliższą niedzielę proboszcz z ambony opowiedział mieszkańcom co ten Pachucy Tomasz na wyprawiał. Chłop został spalony w lokalnym środowisku. Nie było wyjścia, trzeba było emigrować i to daleko.

Nie mając grosza, podpisał z towarzystwem akcyjnym cyrograf. Przewiozą go, ale musi zarobione pieniądze przez jakiś okres oddawać towarzystwu. Dostał błogosławieństwo od matki i ojczyma, i pojechał. Wyjechał w 1909 roku. Dostał pracę w Chicago, w hucie stali.                                                                             

Robotnicy z chicagowskiej huty - niegdyś miasto to było wielkim ośrodkiem przemysłu metalurgicznego. W liczącej 9,4 mln ludzi aglomeracji mieszka 1,1 mln osób mających polskie korzenie, a ok. 250 tys. mówi po polsku na co dzień.

Robotnicy z chicagowskiej huty – niegdyś miasto to było wielkim ośrodkiem przemysłu metalurgicznego. W liczącej 9,4 mln ludzi aglomeracji mieszka 1,1 mln osób mających polskie korzenie, a ok. 250 tys. mówi po polsku na co dzień. (Mat. stacji telewizyjnych)

 

Znalezione obrazy dla zapytania drogi emigracji z hamburga do Chicago w XIX wieku

„Czwarta Dzielnica”, kadr z filmu (Amerykafilm LLC)

W Chicago mieszkała siostra i wielu Polaków z Sieciechowa, między innymi czterej braci Karsznia, rodzina Pachucych, Abramczyków. Tomasz przepracował tam około 5-6 lat. Pragnął założyć rodzinę,
ale moralność amerykańskich dziewcząt mu nie odpowiadała. Postanowił przyjechać do Sieciechowa i wziąć sobie dziewczynę, którą znał i wiedział, że prowadzi się przyzwoicie.
A dorobiwszy się już sporego grosza, albowiem bardzo mocno oszczędzał, wziął sporą kwotę dolarów do kieszeni, a resztę kazał przesłać do banku w Warszawie i mając przy sobie blankiety nadania, wyruszył do ojczyzny.

Mikołaj II (pl.wikipedia.org)

Ale jak człowiek nie ma farta, to go pech nie opuszcza. Trafił fatalnie jeszcze się dobrze nie rozejrzał za dziewczęciem i masz ci los, car Mikołaj II wypowiedział wojnę Austrii. Tomasza powołał do wojska. Miał Tomasz tylko to szczęście, że przed wysłaniem go na front, przyjechał osobiście ich błogosławić car. Jak opowiadał dziadek na placu czekało na ojczulka cara 1 000 000 żołnierzy. Tomasz został przydzielony z oddziałem na front południowy. Po przełamani frontu pod Gorlicami 1915 roku przez Niemców i Austriaków, dostał się do niewoli Austriackiej. Zamknięto go w obozie jenieckim, gdzie było słabe wyżywienie.

Wojna się przedłuża, armia austriacka potrzebowała coraz więcej żołnierzy i werbowała do wojska coraz starsze roczniki. Przez to nie było komu pracować w gospodarstwach rolnych. Władze na ochotnika rozsyłają jeńców, którzy chcą pracować w polu. Tomasz zgłasza się i dostaje przydział do baorki w Czechach. Jest tu mu jak u boga za piecem, pracować potrafi, na gospodarstwie się zna, jest traktowany jak swój człowiek. Gospodyni pewnego dnia dostaje wiadomość, że mąż zginął na na froncie południowym w Karpatach. Gospodyni rozpacza, jest załamana, z czasem uspakaja się. Tomasz zauważa, że zaczęła bardziej dbać o niego, jest milsza, nie szczędzi mu ciepłych słówek. Kończy się wojna. Z wojny powracają żołnierze, jeńcy wojenni wracają do domu. Tomasz tęskni za swoją małą ojczyzną Sieciechowem. Nic tam nie ma, tylko Matkę, ale tęsknota jest wielka. Gospodyni proponuje mu by został u niej, pobiorą się, będzie mu tu dobrze przecież dbała o niego przez ten czas. Tomaszowi jest naprawdę tu dobrze, kobieta jest dla niego dobra, pracować trzeba wszędzie, tutaj jest duże dobre gospodarstwo, tam w ojczyźnie tylko Matka.
Dowiaduje się, że odradza się niepodległa Polska. I chyba to zadecydowało, tu jest obcy w obcym kraju chociaż szanowany i lubiany, ale jednak obcy. Tam czekająca kochana Matka i Polska, kraj o którym marzył będąc w Ameryce i w niewoli u Austriaków. Wraca, jest nareszcie w Sieciechowie.

Ma 32 lata, jest już jako kawaler w podeszłym wieku. Rozgląda się za partnerką życia i snuje plany wyjazdu do Ameryki. Podoba mu się Antosia Sepiotek, dziewczyna ładna, stateczna, pracowita, ma 24 lata. Mieszka z Matką i młodszą siostrą Marysią, ojciec Walenty Sepiotek ur. 10.02.1859 r. zmarł 08.09.1917 r. Tomasz zakręcił się koło Antosi. Podobał się jej, poprosił o rękę i zaręczyny zostały przyjęte. 12.02.1919r. odbył się ślub i wesele, nie było to jakieś huczne wesele. Tomasz był biedny bez gospodarstwa, panna, sierota po śmierci ojca, na nią spadł obowiązek prowadzenia gospodarstwa.

Ludność przez wojnę strasznie obiedzona, pogłowie koni i krów spadło o połowę. Polska jeszcze nie okrzepła, walki o granice jeszcze trwają, jest bardzo ciężko. Dziadek marzy o wyjedzie do Ameryki. 01.11.1919 r. rodzi im się pierwsze dziecko, dziewczynka otrzymała imię Maria. Nareszcie bijemy sowietów pod Warszawą i Niemnem, nastaje pokój. Tomasz dowiaduje się z gazet, że Ameryka nie przyjmie już żadnych emigrantów. Jest załamany, marzenia o lepszym życiu rozwiały się. Pozostała szara rzeczywistość, należy ciężko pracować by jakoś żyć. A na wsi żyło się ciężko, nie można było za godziwą cenę sprzedać płodów rolnych. Cały handel był w rękach kupców żydowskich, oni dyktowali ceny. Ziemi nie mieli za dużo, tylko z Sepiolitów, ale podzielone na trzy córki.

Zaczęto parcelacje folwarków należących kiedyś do Sieciechowskich Benedyktynów, teraz przejętych przez państwo. Pierwokup mieli legioniści, ochotnicy, którzy szli bić się z sowietami i żołnierze którzy brali udział w I wojnie światowej. Dziadek miał możność zakupienia koloni (około 6 hektarów ziemi). Żona namawiała go na kupno tych gruntów. Wielu sieciechowian skorzystało z tego. Dziadek nie chciał, kupili tylko 2 morgi łąki na Czaplach. Sprzedaż była przystępna, 30% sumy trzeba był wpłaci przy sporządzaniu aktu notarialnego, resztę została rozłożona na 20 lat. Państwo polskie zaczęło inwestycje modernizujące kraj, zaczęto budować drogi. Brukarze sieciechowscy ruszyli w Polskę tam gdzie zaczęto budowę dróg. Dziadek nauczył się szybko brukarstwa, zaczął jeździć w Polskę. Rozpoczął korespondencję ze szwagrem w Ameryce. Dziadek opisał mu wszystkie jego przygody od wyjazdu z Ameryki. Około 1927 roku dowiedział się od szwagra, który sprawdził w banku że pieniądze nadane przed wojna do banku w Warszawie, ze względu na wojnę wróciły do Ameryki i leżą w Banku. Żeby je podjąć należy nadesłać kwity, które były wydane w chwili ich nadawania. Okazało się że kwity są, leżą sobie w szufladzie w szafie ale czy wszystkie nie wiadomo, bo w między czasie bawiły się nimi dzieci (mama Marianna Pachucy wtedy 5 – 6 letnia dziewczynka opowiadała jak bawiła się takimi podłużnymi kolorowymi papierkami). Obszukano cały dom, zebrano to co pozostało, po zabawie dzieci i wysłano do Ameryki.

 

10 złotych 1929 r. AWERS.jpg

Banknoty obiegowe IV emisji z 1929 r. (pl.wikipedia.org)

W 1928 roku dziadek dostał masę forsy w polskich złotych. Był bogaty, ludzie się zwiedzili, chcą pożyczać na weksel. Babcia Antosia prosi męża by kupili ziemi. By kupili maszyny potrzebne w gospodarstwie. W tym czasie do nabycia były kierat, który napędzany przez konie poruszał sieczkarnię, młocarnie. Były w sprzedaży pługi dwuskibowe, kultywatory. Dziadek widział wiele, ale jednak był zacofany nie kupił tego sprzętu, który ułatwił by pracę i byłby bardziej wydajny. Miał mówić, że za procent, parobki mu zrobią te wszystkie roboty, zastąpią maszyny i będzie to taniej wynosiło. I rozpożyczył pieniądze na weksel na określony czas. Ludzie przychodzili z bliska i z daleka nawet z Klementowic za Puławami. Nie przewidział że nadchodzi światowy kryzys ekonomiczny. Inflacja zaczęła się już pod koniec 1928 roku i zaczął szaleńczy taniec, kryzys trwał do 1934 roku, ludzie pieniądze nosili w workach. Babcia opowiadała taki przykład, pożyczył ktoś sumę pieniędzy, za którą kupił krowę, a oddał tę sumę, za którą można było kupić kurę. Dziadek był bankrutem, zostało mu coś z jego matki, ona nie potrafił gospodarować i straciła wszystko, on podobnie. Może z tego powodu, a może, że jego marzenia się nie spełniły zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka.

Nie pił w domu, szedł do karczmy, która znajdowała się w rynku. Prowadził ją legionista Duniec. Z czasem zdarzało się to coraz częściej, przesiadywał długie godziny w karczmie. Córka Maria był często wysyłana przez matkę by zabrać ojca. Z początku słuchał i wychodził, by go nikt nie widział nie szedł przez Rynek, tylko za stodołami. W między czasie urodziła się córka Stasia i syn Piotr. Gdy był trzeźwy politykował, siedząc na ławce przed domem z młodymi żydami.
W domu dziadków mieszkała rodzina żydowska, która prowadziła sklep ogólno – spożywczy. Dziadek był oczytany, czytał gazety, które przysyłał mu szwagier z Ameryki i prasę krajową. Mówił że nasza prasa nie pisze prawdy.

Tomasz jako brukarz zarejestrował firmę i brał drobne roboty po powiatach i gminach. W 1934 roku jedna z gmin w Lubelskim nie wypłaciła Tomaszowowi za wykonana pracę, przełożyła wypłatę na przyszły rok budżetowy. Pojechał w lutym następnego roku. Od autobusu do danej miejscowości był kilkanaście kilometrów. Warunki były fatalne, ociepliło się śnieg tajał, tworząc ogromne kałuże, droga był polna. Dziadek sforsował się bardzo, idąc pieszo w obydwie strony, buty mu przemiękły, spocił się. Wsiadł do autobusu, wtedy nie miały ogrzewania, i ostygł, poczuł już w podroży że trzęsą nim zimne dreszcze. Po powrocie tradycyjne wiejski leczenie, bańki ogniowe, nacieranie grzaną wódką i pod pierzynkę. Byłoby może wszystko dobrze się zakończyło, gdyby nie upór dziadka. Gdy poczuł się lepiej zaraz opuścił łózko i skierował swe kroki do karczmy. I tak nie doleczone zapalenie płuc, wdała się gruźlica, może złapał od kogoś w karczmie kto prątkował. W tamtym czasie można było zaleczyć gruźlicę, ale trzeba było się szanować i mieć pieniądze, by móc sobie pozwolić na leczenie w sanatoriach. Dziadek nie tylko, że nie miał pieniędzy to jeszcze się nie szanował, w dalszym ciągu chodził do karczmy, a alkohol tyko pogarszał stan choroby. Jak już mocno zaczął niedomagać to pojechał do lekarza do Dęblina. Felczer nazywał się  Jarme Wajnapel, który zalecał leczenie sanatoryjne i szanowanie się. Ale Tomasz dopóki chodził zaglądał do karczmy nie pomogły prośby żony ani dzieci. Mama mówiła, że wstydziła się jak ojciec szedł pijany.

W 1935 roku tata Franciszek Siek zaczął się zalecać do mamy Mari Pachucy. Chodzili ze sobą ponad rok, tata się oświadczył, postawił własny dom, pragną założyć rodzinę, podobała mu się Maria najładniejsza dziewczyna w Sieciechowie, krew z mlekiem. W tym czasie dziadek już był bardzo słaby, leżał tyko w łóżku. Liczyli się, że może umrzeć, ale nikt nie wiedział kiedy. Był

Maria Pachucy córka

problem na kiedy wyznaczyć datę ślubu. W tamtym czasie śluby brano w karnawale. To jest między Bożym Narodzeniem a śródpościem. W końcu uzgodniono datę ślubu na 29 styczeń 1936 rok. Na początku stycznia przywieziono doktora by zaradził coś, by Tomasz przeżył wesele, lekarz był zdania, że przeżyje. Przygotowania trwały w najlepsze, wszystko zapięte na ostatni guzik, a tu Tomasz Pachucy umiera na tydzień przed ślubem 22 stycznia. Pochowali ojca i wzięli ślub. Wesele było ciche bez muzykantów.

 

Tomasz Pachucy 1884 – 1937

Antonina Pachucy z domu Sepiotek (1896 – 1976)

Z perspektywy lat, wnuk Stefan Siek, który to opisuje co usłyszał od swej matki Marianny i ojca Franciszka Siek w podsumowaniu stwierdza. Dziadek w latach najpiękniejszych swej młodości przeszedł wiele. Od ubóstwa, będąc sierotą, poprzez pogardę bogatych w latach dojrzałych. Ciężką zaprawę w armii carskiej. Podroż do ameryki, poznanie kawałka świata, twarda szkoła życia, pracując w hucie. Szuka rodzinnego polskiego ciepła. Ma dużo szczęścia, przeżywa straszną I wojnę światową. Tęskni za ojczystą polską ziemią. Stabilizacja, małżeństwo, rodzina, pieniądze i znów nie wyszło. Załamanie, alkoholizm i stracone życie. Wydaje mi się że zasługiwał na lepsze życie, złe decyzje, brak silnej woli, pogrzebały wszystko.

Opracował Stefan Siek

Walenty Sepiotek syn Pawła i Jadwigi z Rechowiczów ur. 10.02.1859 r. zmarł 08.09.1917 r.

Marianna Sepiotek z Kowalczyków córka Walentego i Marcjanny ur. 06.10.1867 r. zmarła 23.11.1923 r.


Podziel się